Uczestnictwa w tym rajdzie odmówić sobie nie mogliśmy. Nasza smocza ekipa wyruszyła w połowie z Krakowa, a w połowie z Aberdeen w Szkocji. Mama i Tata zajmowali się przygotowaniami syrenki do rajdu, a my - Piotr i ja z niecierpliwością odliczaliśmy kolejne dni przed wyjazdem.
Wreszcie przyszedł długo oczekiwany piątek. Krakowska ekipa wyruszyła Syrenką do Nekli, a my do Newcastle na prom.
W sobotę rano, gdy my mieliśmy jeszcze wiele morskich mil do przebycia, nasza Syrenka stanęła na starcie Rajdu. Pomimo bardzo wczesnej godziny uczestników żegnali Burmistrz Nekli oraz licznie zgromadzeni mieszkańcy. Po ostatnim przeglądzie aut i oficjalnym otwarciu Rajdu, Syreny i Warszawy wyruszyły po raz kolejny na podbój Europy. Tego dnia do przebycia było aż 806 km!
Podczas, gdy kolorowa kolumna połykała kolejne kilometry, my z Piotrem wreszcie zeszliśmy na suchy ląd i ruszyliśmy do Bochum w Niemczech, gdzie zaplanowany był pierwszy nocleg. Tu nasza cierpliwość została wystawiona na próbę. Dopiero po północy usłyszeliśmy charakterystyczny odgłos dwusuwowych silników. To mogły być tylko Syrenki i Warszawy, biorące udział w Rajdzie!
O świcie wyruszyliśmy do Henin-Beaumont, gdzie francuska polonia przywitała nas gromkimi brawami. Na Światowych Dniach Polonii stanowiliśmy jedną z głównych atrakcji. I faktycznie dało się to odczuć! Nasze samochody wzbudzały wielkie zainteresowanie, dziadkowie pokazywali je swoim wnukom urodzonym we Francji, opowiadali anegdoty sprzed lat, wypytywali o szczegóły techniczne, zaglądali pod maski. Niejednej osobie zakręciła się łezka w oku - Syreny i Warszawy przywiozły do Francji kawałek Polski. Ojczyzny wytęsknionej i wspominanej z rozrzewnieniem. Żal było się żegnać, ale przed nami był decydujący etap wyprawy - podbój Paryża.
Następnego dnia wyruszyliśmy w niespełna dwustukilometrową trasę. Kolejne tablice informowały nas o zmniejszającym się dystansie do pokonania. Patrzyliśmy na nie z niedowierzaniem, a na nasze autka z coraz większym podziwem. Wreszcie, około południa zdobyliśmy Paryż! Weteranki szos po raz kolejny zamknęły usta niedowiarkom, udowodniły, że jeszcze wiele potrafią i napiszą jeszcze niejeden rozdział w swojej historii.
Nasze strudzone samochody odpoczywały na hotelowym parkingu, a my wybraliśmy się metrem do samego serca Paryża. Podziwialiśmy Wieże Eiffla, Łuk Triumfalny, Pola Elizejskie, Luwr czy Katedrę Notre Dame. W miarę upływającego czasu rodził nam się w głowach szalony pomysł. Może w środku nocy zajechać do samego centrum? Pokazać Syrenkom i Warszawom Wieżę Eiffla? Plan był bardzo odważny - Paryż jest wielkim miastem, które nigdy nie zasypia a zasady ruchu drogowego to tylko. wskazówka. Jazda na czerwonym świetle czy wymuszanie pierwszeństwa to przykry standard. Musze przyznać, że z duszą na ramieniu ustawiłyśmy naszą Syrenkę w szeregu aut, które miały nocą wyjechać do centrum. Ale cóż - trzeba było chociaż spróbować. Już drugie światła rozdzieliły nas z całą grupą, straciłyśmy łączność przez CB i gdy po raz trzeci znalazłyśmy się w tym samym miejscu, postanowiłyśmy się jednak poddać. Cudem odnalazłyśmy drogę do hotelu, a nasza Syrenka chyba odetchnęła z ulga. Rano dowiedziałyśmy się, że reszta ekipy dotarła pod Wieżę Eiffla! Syrenki i Warszawy zdobyły samo centrum Paryża!
Nazajutrz podziwialiśmy Bazylikę Sacre-Coer, dzielnicę Montmartre, Moulin Rouge czy Plac Pigalle, a po południu wyruszyliśmy z Paryża do nadmorskiej miejscowości Bologne Sur Mer. Na tej trasie, nasza Syrenka odmówiła współpracy. Jak się okazało, nie wytrzymał jeden z elementów układu napędowego. Ze względu na brak odpowiednich części naprawa zajęła ponad trzy godziny. Był już środek nocy, a do celu zaledwie 40 km, gdy dopiero co naprawiony element zaczął znowu szwankować. Szybko zapakowaliśmy naszą niebieską księżniczkę na lawetę i po 30 minutach oddaliśmy się w objęcia Morfeusza. Emocji i wrażeń było dość!
Kolejny dzień spędziliśmy w Oceanarium Nausicaä. Co ciekawe - nie było w nim syrenek... Naprawa naszego autka zajęła zaledwie pół godziny, był więc czas na rozmowy z uczestnikami wyprawy, oglądanie zdjęć, dzielenie się emocjami.
Przed nami powoli otwierała się perspektywa drogi powrotnej. Pojawił się niepokój - czy podołamy? Czy wytrzymają nasze auteczka? Czy kierowcy poradzą sobie z narastającym zmęczeniem? Pierwszy dzień powrotu potwierdził nasze obawy, ale pokazał też naszą niespotykaną solidarność. Wydawało się, że uwzięły się na nas wszystkie przeciwności losu - na drogach panował niespotykany ruch, a awariom nie było końca. Na szczęście, jak filozoficznie zauważyła Mama Smoczyca 'Syrenka charakteryzuje się wysoka usuwalnością usterek'. Nasze autka chyba siłą woli pokonywały kolejne kilometry, a nieprzytomni ze zmęczenia uczestnicy wyprawy, pomagali sobie nawzajem przy naprawach. Czarę goryczy przelała awaria lawety - nawet jej nie ominęło fatum, wiszące nad nami tego dnia. Skrajnie wyczerpani dotarliśmy około godziny 23 do naszego ostatniego noclegu przed metą - do Hanoweru. Tam już od 5 godzin czekała na nas gorąca kolacja zorganizowana przez Polską Misję Katolicką.
Nikt nie chciał tego powiedzieć głośno - wszyscy baliśmy się, co przyniesie ostatni dzień Rajdu. Nikt nie miał już siły walczyć z podłym losem. Zmęczenie sięgnęło zenitu. Był tylko jeden cel - dojechać do mety. Ale los się do nas uśmiechnął. Tak, jakby poprzedniego dnia chciał nas sprawdzić, wystawić na próbę naszą wytrzymałość i solidarność. Zdaliśmy egzamin na piątkę!
Nagrodą było przekroczenie linii mety w Nekli. Uczestnicy Rajdu wpadli w euforię, rzucali się sobie w ramiona, gdzieniegdzie popłynęły łzy wzruszenia.
Nasza niebieska Syrenka 104 obchodzi w tym roku swoje 36 urodziny. Z tej okazji na trasie Rajdu Nekla-Paryż pokonała... 3600 km! Trudno o piękniejszy komentarz dla jej wieku.
Czasem ktoś mnie pyta: czy nie byłoby lepiej do Paryża polecieć samolotem, niż tłuc się tyle dni niewielkim auteczkiem? Pewnie byłoby wygodniej. Ale ten Rajd to nie tylko Paryż - to walka ze swoimi słabościami i zmęczeniem, przełamywanie stereotypowego 'nie da się'. Przede wszystkim jednak ten Rajd to wspaniali ludzie, na których zawsze można liczyć. I za to, drodzy Pozytywnie Zakręceni, dziękuję.
Niech mixol będzie z Wami!
Agnieszka
Smoczyca.a